Katolicki miesięcznik dla dzieci "Promyczek Dobra" skończył już 20 lat. O trudnościach katolickiej prasy dziecięcej opowiada w rozmowie z KAI jego redaktor naczelny ks. Andrzej Mulka. Na polskim rynku jest 13 tytułów czasopism katolickich dla dzieci - ich łączny nakład to 250 tys. egzemplarzy. Zaledwie 5-7 proc. najmłodszych korzysta z prasy katolickiej przeznaczonej dla nich.

Ksiądz jest pomysłodawcą i twórcą miesięcznika?

Ks. Andrzej Mulka: Dzisiaj już nie szarpnąłbym się na taki pomysł, by wchodzić na rynek z nowym tytułem, bez budżetu, bez biznesplanu. Ale w grudniu 1991 roku, gdy byłem wikariuszem parafii św. Małgorzaty w Nowym Sączu, zainwestowałem 2 tys. zł - moją część z kolędy i zacząłem redagować pismo dla dzieci - wtedy nazywało się "Promyczek". Okładka była kolorowa a nakład wyniósł 3 tysięcy egzemplarzy. Dzięki kolegom-księżom, rozprowadziłem ten pierwszy numer w kilkunastu miastach. Wkrótce kolportowałem czasopismo na całą diecezję a kolejnym krokiem była współpraca z Katolicką Agencją Informacyjną - razem z jej biuletynem "Promyczek" zaczął docierać do każdej diecezji w kraju. Nakład wzrósł z 5 do 17 tys. egzemplarzy.

Z kim wówczas ksiądz konkurował na rynku prasowym?

- W 1991 roku byliśmy absolutnie pierwsi jeśli chodzi o czasopisma dla dzieci. Dopiero w kilka miesięcy później reaktywował się Mały Gość Niedzielny i Mały Rycerzyk Niepokalanej, i stopniowo pojawiały się nowe tytuły. W kwietniu 1992 roku zmieniliśmy tytuł miesięcznika na "Promyczek Dobra", bo Polski Związek Niewidomych wydawał już pismo o tytule "Promyczek".

W ciągu 20 lat zaszło w naszym miesięczniku wiele zmian. Poprawiliśmy szatę graficzną, zmieniliśmy papier na bardziej przyjazny dzieciom - lepiej się po im rysuje i pisze - dodaliśmy więcej ilustracji, określiliśmy też wiek czytelnika - 6-9 lat. Od początku przyświecała nam myśl, by przekazywać treści religijne, dbać o rozwój duchowy dzieci, ale "nie zamęczać Panem Bogiem". Stąd są konkursy, rebusy, ćwiczenia kaligraficzne. Nie mamy płaszczyzn reklamowych, by uchronić dzieci przed reklamą, czasem tylko polecamy dobrą książkę czy film.

Momentem przełomowym dla miesięcznika był 1999 rok, kiedy ówczesny biskup tarnowski Wiktor Skworc powołał do istnienia Wydawnictwo Promyczek. Przy wydawnictwie powstał zespół dziecięcy "Promyczki Dobra". Dzieci jeżdżą z koncertami, przez 5 lat odwiedzaliśmy Jana Pawła II w dniu jego imienin. Nakręciliśmy teledyski, które obejrzało w Internecie milion widzów.

Jaki nakład ma miesięcznik obecnie?

- Wydawany jest w nakładzie 24 tys. egzemplarzy. Na przełomie tysiącleci było więcej - ok. 50 tys. Kolportujemy miesięcznik przez parafie, gdzie sprzedaż sięga 90-95 proc. "Promyczek Dobra" jest dostępny również w Empiku (sprzedaż 42 proc.) i w sieci In Medio (ok. 30 proc.). Półtora tysiąca egzemplarzy wysyłamy za granicę do polskich parafii w Niemczech, Anglii i Francji oraz 50 egzemplarzy do polskiej parafii w Rzymie. Planujemy sprzedaż miesięcznika w e-kiosku.

Jak dzisiaj wygląda rynek dziecięcych czasopism?

- Na polskim rynku jest 13 tytułów czasopism katolickich dla dzieci. Ich nakład to w sumie 250 tys. egzemplarzy. Zaledwie 5-7 proc. polskich dzieci korzysta z prasy katolickiej, przeznaczonej dla nich. Przez kilka lat organizowaliśmy spotkania wydawców katolickiej prasy dziecięcej, ale nie udało nam się przygotować wspólnej promocji. Każdy boryka się z problemami na własną rękę. Zwykle są to małe wydawnictwa - oprócz Małego Gościa Niedzielnego - w których nie ma rozbudowanego marketingu.

Brakuje także promocji czasopism katolickich dla dzieci - jeśli zapytać, nawet księdza, o tytuły dziecięce, wymienią może dwa, trzy. Reszta jest znana lokalnie.

Ale problemy mają nie tylko katolickie pisma dla dzieci. Dwa lata temu upadł "Miś", czasopismo z bogatą tradycją. "Świerszczyk" został wykupiony. Nie ma przyjaznego klimatu dla czytelnictwa prasy dziecięcej. Trudno jest namówić kogokolwiek do promowania lektury czasopism.

Nawet w katechezie rzadko korzysta się z czasopism, choć zawierają one wiele pomocnych materiałów. Brakuje też gier internetowych promujących pozytywne treści. Nie ma na to pieniędzy. Bolączka jest bieda w Kościele, o której nikt nie mówi - społeczeństwo jest przekonane, że Kościół jest bogaty, a niestety kościelne wydawnictwa nie mają środków na to, by przygotować odpowiednią ofertę dla dzieci.

Jaki jest więc przepis na sukces "Promyczka Dobra"?

- Proboszcz, u którego byłem wikariuszem, gdy zacząłem wydawać "Promyczek", przyznał, że myślał, iż po 3-4 numerach miesięcznik upadnie. Minęło 20 lat, 230 numerów i nadal jesteśmy, i rozwijamy się. Wszystko dzięki pracy osób zaangażowanych w powstawanie czasopisma, 15 osób to wolontariusze. Pomagają też proboszczowie, którzy sprzedają w parafiach "Promyczek Dobra", jestem im za to niezmiernie wdzięczny. Niezwykłą pomocą była decyzja abp. Skworca o założeniu osobnego wydawnictwa, choć w diecezji było już wydawnictwo Biblos.

Jakimi odbiorcami są dzieci?

- Bardzo spontanicznymi. Reagują natychmiast na to co im się podoba a co nie. Dzieci są bardzo wymagające, robiąc coś dla nich, trzeba to robić tak jak dla dorosłych, tylko dwa razy lepiej.

W naszym zlaicyzowanym społeczeństwie zapominamy o dzieciach, wydaje nam się, że są ważniejsze problemy. Ja jednak staram się pamiętać, że gdy święty proboszcz ks. Jan Vianney został posłany do bardzo trudnej, spoganiałej parafii, zaczął od ewangelizowania dzieci. (KAI)