Wszechwiedzący Bóg sprawia, że śmierć przychodzi w takiej chwili, która jest najlepsza dla wiecznego życia umierającego. Czasem człowiek odchodzi z tego świata w późnej starości, kiedy indziej na progu życia. Bóg jednak wie – wbrew częstym ludzkim ocenom – że tak jest najlepiej. Dlatego też “święty umiera czasem u progu swego życia: młody w lata, lecz bogaty w zasługi". 

A mając sto lub tysiąc lat więcej, nie mógłby być bardziej święty niż jest teraz, gdyż miłość Boga i bliźniego – praktykowane na różne sposoby i z całą hojnością – czynią go doskonałym. W Niebie nie patrzy się na liczbę lat, lecz na sposób, w jaki się je przeżyło.

Bóg wie, kiedy człowiek jest najbardziej dojrzały do życia w wieczności i wtedy zabiera go z tego świata. My nie wiemy, kiedy dusza nasza lub drugiego człowieka jest najbardziej przygotowana do wiecznego istnienia po śmierci, dlatego nie wolno nam odbierać życia ani sobie, ani innym.

Ufne patrzenie na śmierć

Właściwe podejście do śmierci to ciągłe rozważanie jej w świetle wiary i takie postępowanie, aby się do niej dobrze przygotować. Przykład właściwego patrzenia na śmierć daje nam św. Paweł, który mówi: "Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk" (Flp l, 21).

Podobnie mówi św. Ignacy Antiocheński: “Wolę umrzeć w Chrystusie Jezusie, niż panować nad całą ziemią. Szukam Tego, który za nas umarł; pragnę Tego, który dla nas zmartwychwstał. I oto bliskie jest moje narodzenie... Pozwólcie chłonąć światło nieskalane. Gdy je osiągnę, będę pełnym człowiekiem” (Św. Ignacy Antiocheński, Epistula ad Romanos, 6, 1-2; KKK 1010).

Światło wiary ukazuje nam w śmierci spotkanie z Nieskończoną Miłością, z Jezusem Chrystusem, który sam przeżył trwogę konania. Dzięki wierze możemy mieć ufność, że w chwili odchodzenia z tego świata nasi bliscy i my sami doznamy pomocy samego Boga, Maryi, aniołów, świętych i całego Kościoła ziemskiego i cierpiącego w czyśćcu.

W śmierci spotkam Miłość, która mnie stworzyła, prowadziła, formowała

Śmierć – w świetle wiary – nie jest unicestwieniem, pogrążeniem się w nieświadomości lub w jakiejś pustce. Jest ona przede wszystkim spotkaniem się człowieka ze swoim Stwórcą i Zbawicielem. Ten Stwórca to Miłość nieskończona, która pragnie przygarnąć do Swojego Serca stworzone przez Siebie dzieci.

Kiedy dzieci po długim czasie rozłąki powracają do swoich rodziców, których kochają, drży z radości ich serce na myśl o spotkaniu z nimi po wielu latach. Tak też tęskni za swoim Ojcem Niebieskim dusza człowieka. Na progu wieczności spotka Tego, który ją stworzył i obdarował wszystkim, co posiada.

W chwili śmierci możemy znaleźć się w objęciach Ducha Świętego, który wiernie – choć w ukryciu – towarzyszył nam w ciągu życia Swoimi radami, napełniał nas Swoim światłem, zrozumieniem, rozlewał bez przerwy Miłość Bożą w naszych sercach, aby mogła płonąć przez całą wieczność.

W godzinie konania nie opuści mnie Ten, który sam musiał umierać

Śmierć to również spotkanie z Bogiem-człowiekiem: Jezusem Chrystusem, naszym Odkupicielem, który przed nami sam przeszedł przez bramę śmierci. Poznał wszystkie jej lęki i cierpienia. Na Jego kochającym Sercu będziemy mogli złożyć wszystkie nasze troski, lęki i obawy, z którymi umiera człowiek. On je zrozumie, bo sam je przeżył.

Życie powiązane jest z wieloma cierpieniami, które ranią serce człowieka. Z tymi ranami odchodzi on z tego świata. Tam jednak, po drugiej stronie, czeka na nas – już bez żadnych zasłon – Ten, który z miłości do nas sam poniósł śmierć. On chce uleczyć nasze rany, dlatego każdego z nas pociesza: “Kiedy umrzesz, złożysz zranione serce na ranie Mego Serca.” (G. Bossis, On i ja, Michalineum 1992 tom I, 213)

Jezus zna cierpienia każdego serca, bo sam został boleśnie zraniony: duchowo i fizycznie. Zanim włócznia żołnierza przebiła Mu serce, rozdarła je obojętność wrogość, nienawiść, złośliwość... Ci, których umiłował, zadali Mu śmierć. Dlatego dobrze wie, co znaczy dla człowieka umierać.

Krwawy pot, który pojawił się na Jego ciele w Getsemani, pozwolił Mu zrozumieć, co znaczy konać w opuszczeniu, w otoczeniu tych, którzy nienawidzą, lekceważą Jego ofiarę. “Mimo swojej trwogi przed śmiercią (Por. Mk 14, 33-34; Hbr 5, 7-8.), przyjął ją aktem całkowitego i dobrowolnego poddania się woli Ojca. Posłuszeństwo Jezusa przemieniło przekleństwo śmierci w błogosławieństwo (Por. Rz 5, 19-21; KKK 1009).

On wie, co oznacza osamotnienie, opuszczenie przez przyjaciół, bo tego doznał. On zna niepojęte cierpienie, w którym wołał do Ojca: “Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt 27, 46).

Umierający Jezus doświadczył też, jaką pomocą przy Jego konaniu była obecność kochających serc: Matki, umiłowanego ucznia i kilku innych jeszcze. Dlatego też prawdziwy Człowiek i Bóg nie chce, aby umierający byli osamotnieni w tym bardzo ważnym dla istnienia ludzkiego momencie. Zbawiciel przeżył cierpienie związane ze śmiercią, aby nam łatwiej było umierać.

“Dla was wszystkich Chrystus powiedział, na Swoim Krzyżu, te słowa: "Panie, Tobie oddaję ducha Mego". Powiedział to, myśląc – w czasie Swojego konania – o waszych agoniach, o waszym przerażeniu, o waszych błędach, o waszych lękach, o waszym pragnieniu przebaczenia. Powiedział to z sercem rozdartym udręką, zanim jeszcze je przebito. Wypowiedział te słowa w udręce duchowej większej niż męka fizyczna, ażeby Pan złagodził agonie tych, którzy umierają myśląc o Nim, i aby ich duch przechodził ze śmierci do życia, z cierpienia do radości na wieczność.” (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga pierwsza, Katowice 1998, wyd. Vox Domini, s.276-277)

Ze względu na cierpienia, które przeżył Jezus Chrystus, “nie takiego mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4, 15). Jezus z Nazaretu poznał, czym jest śmierć, dlatego nie chce, aby ktokolwiek umierał w opuszczeniu. “W czym bowiem sam cierpiał, będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom” (Hbr 2,18). Szczególnie zaś chce przychodzić z pomocą chorym i umierającym. Pan Życia pragnie być obecny przy śmierci każdego człowieka, aby go umocnić.

Gdy gaśnie doczesne życie umierającego człowieka, obejmuje go nadal wszechpotężna moc Chrystusa – Tego, który “jest przed wszystkimi i wszystko w Nim ma istnienie” (Kol 1,17). Ogarnięty przez moc śmierci człowiek nadal poddany jest Temu, “przez którego wszystko się stało i dzięki któremu także my jesteśmy” (1 Kor 8,6). Opuszczający ten świat człowiek odkrywa moc Chrystusa, który “umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi” (Rz 14,9).

Pan Życia chce być przy każdym Swoim konającym dziecku, aby je umocnić, podnieść na duchu. Ono jednak nie powinno Go odrzucać, bo wtedy śmierć stanie się czymś strasznym. “Biada tym, którzy umierają w grzechach śmiertelnych! – powie św. Franciszek – Błogosławieni ci, których śmierć zastanie w Twej najświętszej woli, ponieważ śmierć druga nie uczyni im zła” (Św. Franciszek z Asyżu, Cantico delle creature; KKK 1014)

Jezus Chrystus jest Emmanuelem, czyli Bogiem-z-nami. Będzie tym Bogiem-z-nami zwłaszcza w godzinie naszej śmierci. On nigdy nie chce opuścić człowieka, gdyż go kocha. Nie opuszcza zwłaszcza chorych i konających: czuwa przy nich, cierpi z nimi.

M. Valtorta przytacza słowa Jezusa, o których powinien pamiętać człowiek zwłaszcza wtedy, gdy nachodzi go lęk przed śmiercią:

“Kiedy jednak wiem, że postanowiona mu śmierć, wtedy biorę Mojego brata, drżącego przed tajemnicą śmierci i wzywającego Mnie. Mówię mu: “Nie bój się. Sądzisz, że to ciemność. To jest światłość. Myślisz, że to ból. To jest radość. Podaj Mi rękę. Znam śmierć. Poznałem ją przed tobą. Wiem, że to tylko jedna chwila i że Bóg pomaga w nadprzyrodzony sposób, przytępiając zmysły, by dusza nie załamała się w tej ostatniej walce. Zaufaj. Wpatruj się we Mnie, tylko we Mnie. Widzisz? Przeszedłeś próg. Pójdź teraz ze Mną do Ojca. Teraz też się nie lękaj. Jestem z tobą. Ojciec kocha tego, kogo Ja kocham” (M. Valtorta, Godzina święta, Katowice 1998, wyd. Vox Domini, s.12)

Bóg wybrał śmierć

Nic nie dzieje się bez wiedzy i zgody Boga. Dotyczy to również śmierci.

Któregoś dnia, kiedy Gabriela Bossis myślała o śmierci, usłyszała zapewnienie Chrystusa: "Śmierć, która przyjdzie po ciebie, jest tą, którą dla ciebie wybrałem". (On i ja I, 619). Te słowa odnoszą się do każdego z nas. Może więc być dla nas pociechą to, że Bóg – Nieskończona Miłość, nasz Dobry Ojciec – wybrał chwilę naszego przejścia do wieczności. Z pewnością więc pomyślał o wszystkim, co dla nas najlepsze.

Bóg, nasz Stwórca zna nasze siły, naszą odporność na cierpienie fizyczne i duchowe. Dlatego nigdy nie zezwala na takie cierpienie, które byłoby zagrożeniem dla naszego zbawienia. Jeśli jakieś cierpienie dopuszcza, to równocześnie daje nam siły, byśmy je znosili z korzyścią dla rozwoju duchowego. Wszechwiedzący Bóg wie również, jaki rodzaj śmierci będzie dla nas najlepszy.

Chociaż więc nie znamy ani dnia, ani rodzaju naszej śmierci, chociaż nie wiemy, jakie ewentualne cierpienia mogą jej towarzyszyć, to jednak jednego możemy być pewni: w chwili bólu nie pozostaniemy sami. Bóg nigdy nie dopuszcza cierpienia ponad nasze siły. Zawsze też śpieszy nam z pomocą.

Zbawieni kochają nas i nie opuszczą nas w godzinie śmierci

Nie tylko sam Bóg przychodzi nam z pomocą w ciągu całego naszego życia i w godzinie śmierci. Czynią to również wszystkie dobre zbawione istoty, którym Bóg to zleca.

W czasie Mszy świętej powtarzamy co niedzielę w wyznaniu wiary: “wierzę... w świętych obcowanie”. Kościół wierzy i poucza nas o świętych obcowaniu, które przejawia się między innymi w udzielaniu nam pomocy przez zbawionych.

Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam tę radosną prawdę słowami Pawła VI: "Wierzymy, że wiele dusz, które są zgromadzone w raju z Jezusem i Maryją, tworzy Kościół niebieski, gdzie w wiecznym szczęściu widzą Boga takim, jakim jest, a także w różnym stopniu i na różny sposób uczestniczą wraz z aniołami w sprawowaniu Boskiej władzy przez Chrystusa uwielbionego, gdzie wstawiają się za nami oraz wspierają naszą słabość swoją braterską troską" (Paweł VI, Wyznanie wiary Ludu Bożego, 29; KKK 1053)

Świętych obcowanie, w które wierzy Kościół, ujawnia się między innymi w pomocy udzielanej konającym przez zbawionych. Miłość skłania ich do ciągłego pomagania nam, ludziom żyjącym jeszcze na ziemi. Ich modlitwa i pomoc towarzyszy nam zwłaszcza w godzinie śmierci, tak ważnej dla całej naszej wieczności.

Dobra Matka jest przy swych umierających dzieciach

Swoim dzieciom przychodzi z pomocą również Matka Najświętsza, którą tysiące razy wzywały przez całe życie słowami: “Módl się za nami, grzesznymi, teraz i w godzinie śmierci naszej”. Śpieszy z matczyną pomocą Ta, do której zwracamy się ufnie: “Pod Twoją obronę uciekamy się święta Boża Rodzicielko”. Skłania Ją do tego Jej miłość do nas – Jej dzieci. Maryja – dzięki swej macierzyńskiej miłości – “opiekuje się braćmi Syna swego, pielgrzymującymi jeszcze i narażonymi na trudy i niebezpieczeństwa, póki nie zostaną doprowadzeni do szczęśliwej ojczyzny.” (KK 62). Końcem tego pielgrzymowania jest śmierć, dlatego Maryja jest przy Swoich dzieciach w szczególny sposób w godzinie ich przechodzenia do wieczności. Chce je wszystkie widzieć w wiecznej szczęśliwości, dlatego nieustannie im pomaga.

“Błogosławieni, którzy umierają przy boku swej Niebieskiej Mamy! Tak, błogosławieni, bo umierają w Panu. Znajdą więc odpoczynek po swoich trudach i dobro, które uczynili, będzie im towarzyszyć. (Ks. S. Gobbi, Do Kapłanów, umiłowanych synów Matki Bożej, 481 m)

Ci, którzy kochali nas za życia, nie opuszczają nas w chwili naszej śmierci

Zapewne w tym wyjątkowym dla człowieka momencie, jakim jest śmierć, śpieszą mu z pomocą jego zmarli bliscy i rodzice, którzy z pewnością nie opuściliby swojego umierającego dziecka, gdyby dożyli momentu jego zgonu. Towarzyszy mu ich modlitwa i miłość.

Prawda o świętych obcowaniu rodzi w nas przekonanie, że nikt nie przestaje kochać po śmierci. Przeciwnie, jeśli ktoś kochał nas prawdziwie za życia, będzie nas kochał jeszcze bardziej po śmierci. Nie przestanie więc nam pomagać szczególnie wtedy, gdy sami będziemy musieli przechodzić przez progi wieczności.

Ilustracją pocieszającej prawdy o tym, że nasi bliscy kochają nas i nadal nam pomagają po swojej śmierci, może być pouczające opowiadanie zaczerpnięte z “Poematu Boga-Człowieka” Marii Valtorty. Otóż chłopiec opłakujące śmierć rodziców słyszy zapewnienie, że oni nadal się o niego troszczą, kochają go i jak ptaki przybędą mu z pomocą w godzinie jego śmierci. “Kiedy zaś będziesz miał umrzeć, zrobią tak, jak czynią te dwa ptaszki w tamtym żywopłocie. Widzisz je?» Jezus bierze w ramiona dziecko, aby widziało lepiej. «Widzisz, jak wysiadują jajeczka? Czekają, aż się otworzą, a potem rozłożą skrzydła nad swymi pisklętami, aby je strzec od wszelkiego zła. Następnie – gdy podrosną i będą przygotowane do fruwania – podtrzymają je swymi silnymi skrzydłami, prowadząc je coraz wyżej, wyżej i wyżej... w stronę słońca. Twoi rodzice uczynią podobnie z tobą.»” (Księga trzecia, część druga, Katowice 1997, wyd. Vox Domini, s. 54.)

Pomoc aniołów, dusz czyśćcowych i całego Kościoła umierającym

Ponieważ Bóg wie, jakim dramatem jest dla człowieka śmierć, dlatego udziela mu w tym szczególnym momencie nie tylko pomocy Swojego Syna, Maryi, świętych, naszych patronów. Dał każdemu z nas anioła stróża, który z pewnością w chwili śmierci zapewnia nam swoją potężną pomoc.

Konającym towarzyszy również modlitwa wszystkich zbawionych, dusz w czyśćcu i całego Kościoła. Także przez sakramentalną posługę Kościoła Bóg pragnie udzielić konającym Swoich łask, Swojego błogosławieństwa. Chce ich uwolnić od grzechów i – przez odpusty – od kar doczesnych.

Modlitwa Kościoła towarzyszy konającym i tym, którzy przeszli już do wieczności, aby jak najszybciej zostali oczyszczeni – jeśli tego jeszcze wymagają – i osiągnęli zbawienie. “Kościół, który jak matka nosił sakramentalnie w swoim łonie chrześcijanina podczas jego ziemskiej pielgrzymki, towarzyszy mu na końcu jego drogi, by oddać go "w ręce Ojca". (KKK 1683).

Umacnianie naszą modlitwą konających

Jak pragniemy, by nam okazano pomoc w chwili śmierci, tak też winniśmy ją sami okazywać umierającym. Misję szczególnej modlitwy za konających otrzymała bł. Faustyna. Również w tym celu Pan Jezus przekazał jej potężną modlitwę, jaką jest Koronka do Miłosierdzia Bożego. Błogosławiona w następujący sposób opisuje wezwanie jej przez Jezusa do troski o konających:

“Kiedy weszłam do kaplicy, powiedział mi Pan: Córko Moja, pomóż mi zbawić pewnego grzesznika konającego, odmów za niego tę koronkę, której cię nauczyłem. Kiedy zaczęłam odmawiać tę koronkę, ujrzałam tego konającego w strasznych mękach i walkach. Bronił go Anioł Stróż, ale był jakby bezsilny wobec wielkości nędzy tej duszy. Całe mnóstwo szatanów czekało na tę duszę, jednak podczas odmawiania tej koronki ujrzałam Jezusa w takiej postaci, jak jest namalowany na tym obrazie. Te promienie, które wyszły z Serca Jezusa, ogarnęły chorego, a moce ciemności uciekły w popłochu. Chory oddał ostatnie tchnienie spokojnie. Kiedy przyszłam do siebie, zrozumiałam, jak ta koronka ważna jest przy konających, ona uśmierza gniew Boży. [1565]”

A oto jeszcze inne pouczenia – przekazane nam przez bł. Faustynę – które zachęca nas do modlitwy za umierających: “Kiedy weszłam do swej samotni, usłyszałam te słowa: każdą duszę bronię w godzinie śmierci, jako swej chwały, która odmawiać będzie tę koronkę, albo przy konającym inni odmówią, jednak odpustu tego samego dostępują. Kiedy przy konającym tę koronkę odmawiają, uśmierza się gniew Boży, a miłosierdzie niezgłębione ogarnia duszę i poruszą się wnętrzności Miłosierdzia Mojego, dla Bolesnej Męki Syna Mojego. [811]” “...gdy tę koronkę przy konających odmawiać będą, stanę pomiędzy Ojcem, a duszą konającą nie jako Sędzia sprawiedliwy, ale jako Zbawiciel miłosierny.” [1541] “Obietnica Pana: dusze, które odmawiać będą tę koronkę, miłosierdzie Moje ogarnie ich w życiu, a szczególnie w śmierci godzinie [754].”

Tak więc dzięki miłosierdziu Boga i tych wszystkich stworzonych przez Niego istot, które przez swoją miłość są do Niego podobne, śmierć – tragiczne następstwo grzechu pierwszych rodziców – staje się łatwiejszym przejściem do wiecznego istnienia.

Warto o tych prawdach często myśleć, aby konieczność śmierci nie budziła w nas paraliżującego lęku, lecz skłaniała nas do zaufania Bogu oraz do przygotowywania się na tę godzinę decydującą dla naszego wiecznego istnienia. (teologia.pl)

OCENA PRZEDWCZESNEJ ŚMIERCI SPRAWIEDLIWEGO (Mdr 4, 7–15)

A sprawiedliwy, choćby umarł przedwcześnie,

znajdzie odpoczynek.

Starość jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat się jej nie mierzy:

sędziwością u ludzi jest mądrość,

a miarą starości – życie nieskalane.

Ponieważ spodobał się Bogu, znalazł Jego miłość,

i żyjąc wśród grzeszników, został przeniesiony.

Zabrany został, by złość nie odmieniła jego myśli

albo ułuda nie uwiodła duszy:

bo urok marności przesłania dobro,

a burza namiętności mąci prawy umysł.

Wcześnie osiągnąwszy doskonałość, przeżył czasów wiele.

Dusza jego podobała się Bogu,

dlatego pospiesznie wyszedł spośród nieprawości.

A ludzie patrzyli i nie pojmowali,

ani sobie tego nie wzięli do serca,

że łaska i miłosierdzie nad Jego wybranymi

i nad świętymi Jego opatrzność.